poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 3


                                    4 miesiące później

   W autobusie walały się butelki po napojach, papierki oraz inne rzeczy wzięte na wycieczkę przez uczniów. Słońce wpadało przez lekko uchylone okienko, a szyld na dachu został otwarty przez kierowcę, który miał już dość narzekań na duchotę w pojeździe.
- Megu, chcesz? – Lucy dosłownie podsunęła paczkę Zozoli w stronę dziewczyny po czym uśmiechnęła się promiennie
- Nie dziękuję. Mam swoje. – Megu odsunęła lekko ręką słodycze od swojej twarzy i dodała – naprawdę nie wiem dlaczego tak chcesz wmusić we mnie jakieś jedzenie.
- Oj tam, wiesz przecież jaka z Ciebie chudzina. Trzeba podrasować Twoją sylwetkę – rudowłosa dziewczyna jeszcze szerzej pokazała swoje zęby po czym schowała paczkę Zozoli. Przez chwilę panowała cisza między dziewczynami, ale Lucy znowu zaczęła grzebać w swoim plecaku.
Megu rozsiadła się wygodnie na fotelu. Rzeczywiście, większość miała rację. W autobusie było strasznie gorąco, a krople potu na czole były tego jak największym dowodem. Nie wiedziała, dlaczego kierowca może siedzieć jeszcze w wełnianej bluzie. Naprawdę to podziwiała.
  Kiedy rok szkolny się skończył, dziewczyna musiała  jeszcze raz sprawdzić czy ma wystarczająca ilość pieniędzy na wyjazd. Na szczęście nie musiała od nikogo pożyczać, wszystko było w jak najlepszym stanie. Nawet pracowała po godzinach w nędznej restauracji jako kelnerka, aby uzbierać dodatkowy zarobek na pamiątki, które kupi na Węgrzech. Już w wyobraźni wymyślała, gdzie ułoży swoje zdobycze, w którym dokładnie miejscu będą leże…
- A może chcesz Colę, hę? – rozmyślania Megu przerwał głos Lucy. , Trzeba będzie poczekać z planowaniem’ – pomyślała ciemnowłosa dziewczyna i cicho westchnęła.
- Proszę Cię, przecież już mówiłam. Mam swoje rzeczy, nie musisz mnie tuczyć. I tak nie lubię Coli – na potwierdzenie zrobiła skwaszoną minę – Do celu zostało nam ledwo pół godziny, a zobacz jaki do około ciebie jest syf. I to dosłownie – szybkim ruchem ręki machnęła nad ich fotelami.
Rzeczywiście, wsz
ędzie walały się jakieś papierki, zazwyczaj po chipsach, batonikach i wielu rzeczach, których marki Megu nie potrafiła nawet wymienić. Jej koleżanka lubiła takie wymyślne nazwy. Lucy tylko złożyła swoje usta w dzióbek i przyłożyła do nich palec wskazujący.
- No… chyba masz rację. Ale tylko troszeczkę, zaraz to i tak przecież posprzątam.
Naraz z głośników wydobył się głos pana Werońskiego.
- Dzieci..ehkm…młodzieży! Jesteśmy prawie na miejscu, więc proszę, abyście sprzątnęli różne śmieci.
-Serio, pfesor też o tym? – zamruczała cicho ruda dziewczyna, a Megu musiała lekko się uśmiechnąć. Sprawnie poprawiła swój kucyk, okulary, które spadały jej niemiłosiernie z nosa, znów popchnęła bliżej oczu i na koniec sprawdziła czy czegoś aby nie zostawiła.
- I jeszcze! – kontynuował Weroński – Macie nie przynieść nam wstydu! To bardzo fascynujące wydarzenie jak na naszą szkołę, że dostaliśmy zaproszenie od samego prowadzącego zamek. Wspominałem, że odnaleziono potomków..? Ach, no tak, coś mi się tam powiedziało.
Sera teatralnie przewróciła swoimi umalowanymi oczami z idealnie dopasowanymi sztucznymi rzęsami. Odwróciła się tylko do chłopców siedzących za nią i wykrzeczała:
- Serio, ja chcę tylko iść spać, bo jestem na maksa zmęczona, a on tylko gada i gada. To już wolę…chodzić nieuczesana!
Seweryn tylko lekko się skrzywił, bo już i on odczuł skutki siedzenia 8 godzin w autobusie. Wszędzie łapały go skurcze, po nodze czuł jakby przechodziły po nim tysiące mrówek. Na dodatek potrzebował szybko prysznicu oraz oczywiście kibla lub innego prywatnego miejsca do zapalenia sobie fajki.
- Shit, dupa mnie boli – wydukał tylko, a jego kolega podłapał temat.
- Dobrze, że nie jesteś w więzieniu, wtedy bardziej by cię bolała, Sew – z wyszczerzem na twarzy poklepał chłopaka po ramieniu – chociaż kto wie, może niedługo tam trafisz?
- Och, zamknij się pacanie – Sera była mocno zdenerwowana.
Nagle autobus stanął, a uczniowie mogli w końcu wyjść rozprostować nogi. Po chwili każdy stał już przy wielkiej, żelaznej bramie i rozmasowywał mięśnie. Megu również znalazła się na zewnątrz, tylko że na końcu całej kolejki. Przez cały tłum jakoś przedarli się jeszcze nauczyciele, a pani Bucałek musiała poprawić sobie perukę, przez co cała ta sytuacja wyglądało dość komicznie.
- Dobierzcie się w pary! – mruk niezadowolenia wydarł się z grupy uczniów
- Mamy przecież już po 19 lat, nie jesteśmy smarkaczami!
- Oj, bez gadania – peruka nauczycielki ciągle nie chciała powrócić na swoje miejsce.
Po kilku minutach narzekań i przepychanek, cała klasa zdołała ustawić się jednak w równym rządku. Przed wszystkimi, jakby na zawołanie, żelazna brama została otwarta, a większa część osób rozglądała się dookoła ze zdziwieniem. Tylko Megu doszukała wśród bluszczu małą, czarną kamerę, która rejestrowała każdy ruch pojawiający się w zasięgu maszyny.
Wycieczkowicze ruszyli na przód, a nauczyciele sprawnie obserwowali czy ktoś aby nie zdołał uciec, chowając się gdzieś za licznymi drzewami i krzewami. Wzniesienie, na którym stał zamek świetnie eksponował mury budynku. Kto wie, jakie tajemnice czekają w wszelkich nieodnowionych pomieszczeniach?
Już sam ogród był niesamowity. Wszędzie można było dostrzec figury wykonane z zielonych roślin, rozległe korony drzew rzucały cienie, pod którymi z pewnością schowaliby się uczniowie, wystawieni teraz na żar słońca.
Po prawej stronie, stała kamienna fontanna, przypuszczalnie wykonana przez mistrza w swym fachu. Z trzymającego przez chłopca dzbanka tryskał strumień wody, a na skrzydłach aniołka usiadły spokojnie jakieś małe ptaki.
Po lewej stronie była pusta zieleń. Z pewnością to tutaj były organizowane wszelkie przyjęcia urzędowe, kiedy tylko pozwalała na to pogoda. Teraz w kącie stało tylko białe krzesło.
- Idziemy prosto, młodzieży! – profesor Weroński chwycił mocniej swoją teczkę po to, aby nie ześlizgiwała mu się coraz bardziej spod pachy.
Uczniowie przeszli po dróżce, wysadzanej wielkimi kamieniami, aż w końcu dotarli do wielkich, drewnianych drzwi. Bucałek delikatnie wyciągnęła swoją rękę, żeby zapukać, jednak znowu, jakby na zawołanie wrota zaczęły się otwierać. W progu stanął średniego wzrostu staruszek, ubrany w czarny garnitur.
Młodzieńczego błysku u oczach nie zamaskowała nawet kamienna, pomarszczona twarz.
- Ale ekstra, służący! – z podekscytowania pisnęła Sera, a kilka osób stojących przy niej zawtórowało kiwnięciem głowy.
Na te słowa, mężczyzna jeszcze bardziej wyprostował się, eksponując dumnie pierś, a z jego ust padły słowa:
- Służący? Panienko, ależ to dla mnie zaszczyt pracować tutaj jako służący, a dokładniej jako główny lokaj – staruszek zwrócił teraz swoją uwagę na opiekunów – To z pewnością jest ta wycieczka, na którą mieliśmy nakaz się przygotować? – lokaj podszedł bliżej pani Bucałek i zwinnym ruchem pocałował ją w dłoń, jednocześnie kłaniając się nisko – Jestem Yae. Pan Yae .
Ten tekst lekko przypominał Megu popularne powiedzenie Bonda. Jednak i tutaj bardzo jej się podobał. Szelmowski uśmiech lokaja w stronę Bucałek, wywołał na twarzy kobiety lekki rumieniec.
- Ależ co ja robię? Przecież nie będę zatrzymywał młodych ludzi w drzwiach. Proszę wybaczyć za moje niedopatrzenie, wchodźcie.
Bucałek, jeszcze z całkiem czerwonymi policzkami ponaglała uczniów do jak najszybszego wejścia. Wkrótce wszyscy już znaleźli się w wielkim holu zamku. Szczerze mówiąc, na zewnątrz budynek wyglądał na bardziej historyczny, jednak w środku przypominał bogatą willę. Gdzieniegdzie znajdowały się tylko meble charakteryzowane na epokę renesansu, na ścianach wisiało wielkie lustro, a świece postawione na zabytkowym stołku nadawały temu miejscu tajemniczości i niezwykłej atmosfery.
Kiedy tylko Megu przeszła przez wielkie drzwi, głowa zaczęła jej niezwykle pulsować, nogi stały się miękkie jak wata, przez co musiała złapać się rękawa Lucy. Oddychała głęboko i rytmicznie, chcąc trochę ochłonąć.
- Co jest, chora jesteś? A.. to pewnie od tej jazdy – rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco w stronę koleżanki – Mnie się to często zdarza, wiesz? Zazwyczaj wymiotuję jak oszalała, ale teraz jest w miarę okey – Lucy postanowiła podtrzymać lekko Megu, co bardzo pomogło. Już trochę lepiej się czuła, a przynajmniej głowa już tak bardzo nie pulsowała.

  Naraz westchnięcia wszystkich dziewczyn oraz widok skwaszonych min chłopców przywróciły na ziemię dziewczynę.
‘O co chodzi’ – próbowała powiedzieć, ale nic z tego nie wyszło, bo zaschło jej w gardle. Szturchnęła więc lekko Lucy, kiedy zauważyła że i ona gapi się w coś, jak ciele na malowane wrota. Postanowiła nie zwlekać i  skierowała swój wzrok w stronę owego punktu.
    Na marmurowych schodach stał jakiś chłopak. Chociaż Megu znajdowała się na końcu kolejki, mogła dostrzec czarne jak węgiel włosy uczesane tak, aby wydawały się rozwiane przez wiatr. Osoba nosiła garnitur, tak samo jak pan Yae, jednak staruszek ubrany był mniej szykownie. Megu szybko oszacowała, że nastolatek miał coś około tylu lat, co i ona.  W miarę upływu czasu, chłopak zaczął schodzić dostojnie po kolejnych stopniach, patrząc się jednocześnie na grupkę uczniów. Gdzieś w tłumie dziewczyn wydarł się odgłos westchnięcia, a Megu musiała przyznać rację koleżankom. Tajemniczy jegomość był bardzo przystojny….










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz